ODGRZEBANE OKRUCHY ŻYCIA
Taki tytuł ma jeden z
rozdziałów książki Wiktora Woroszylskiego znanego poety, prozaika i publicysty
pt. „W dżungli wolności” w której opisuje swoje zetknięcie się z artykułem profesora Jerzego Fiećki pt.
„Anna Rudawcowa – dzieje zesłania i jej sybirska poezja”.
Fragment z tego
rozdziały przytaczam w całości, gdyż dotyczy on nie tylko mojej mamy Anny
Rudawcowej, ale również mojego taty Michała Rudawca zawsze spiskującego
przeciwko okupantom, (zarówno Bolszewikom jak i Niemcom).
Oto co pisze – „Inny
nadawca, nie ujawniony, przysłał mi kilka numerów drugoobiegowego pisma „Czas
Kultury”, wydawanego przez poznański oddział Solidarności Walczącej. Nie
wiedziałem przedtem o jego istnieniu i wdzięczny jestem (choć nie wiem komu),
że miałem okazję poznać ten ciekawy, choć zdaje się, że niezbyt regularnie
wychodzący periodyk.
W jednym zaś z numerów,
oznaczonym 8/1989, znów zetknąłem się nieoczekiwanie z czymś, co poruszyło unieruchomione
przez dziesięciolecia struny pamięci. Był to artykuł Jerzego Fiećki
„Anna Rudawcowa –
dzieje zesłania i jej sybirska poezja”, poprzedzający czternaście powstałych w
Kazachstanie wierszy tej autorki. Pierwszy utwór – „Sybirska kołysanka”
–zaczyna się tak:
Śpij córeczko, śpij mój
synu,
Za oknami wilcze ślepia,
Za oknami nocka sina
Sztywna z zimna śpi na
stepie.
Smutny księżyc oczy
stracił…
Z białym mrozem w
śnieżnym wirze
Błądzą dusze naszych
braci
Pochowanych na Sybirze.
Wyją wilki, kruki
kraczą,
Mróz lodowe wkłada
trepy –
Wiatr chichocze stepy
płaczą
Syberyjskie, białe
stepy…
Anna Rudawcowa,
nauczycielka z Grodna, z dwojgiem dzieci zesłana w kwietniu 1940 roku do
posiołka Lubimówka nad Irtyszem, miała wtedy 35 lat. Nie wiem jak wyglądała –
chodziłem do innej szkoły, nie tej w której przed wojną uczyła wraz z mężem –
ale nazwisko jej było mi dobrze znane, bo często czytywałem w „Płomyczku”
podpisane nim opowiadania i wiersze.
A pana Rudawca pamiętam
– wysoki, chudy w czarnym płaszczu, utykający na jedną nogę, z wąsami i
okalającymi twarz baczkami – miał w sobie coś romantycznego, literackiego, i
ten wygląd kojarzył się doskonale z rolą, w której go czasem widywałem, było to
bowiem już za Niemców i właśnie pan Rudawiec, konspirator, przynosił do
warsztatu szewskiego na ulicy Lipowej „Biuletyn Informacyjny” z podnoszącymi
nas na duchu komunikatami z dalekich i bliskich frontów. Co było wcześniej,
dowiaduję się teraz z artykułu w „Czasie Kultury”: pana Rudawca NKWD
aresztowało było już jesienią 1939 roku i wyrok na niego pociągnął za sobą,
zgodnie ze sprawiedliwością nowego typu, wywiezienie na Sybir całej rodziny.
Podczas jednak gdy młoda kobieta męczyła się z dziećmi na dalekim zesłaniu,
ofensywa niemiecka w czerwcu 1941 wyzwoliła część więźniów z cel na Listosławskiego
i z pędzonych na wschód transportów. Także panu Rudawcowi się poszczęściło…
Czy przeżył wojnę i
doczekał połączenia z rodziną –nie wiem; w ostatnim roku niemieckiej okupacji
nie mieszkałem już na Lipowej. Anna Rudawcowa jak podaje Fiećko po powrocie do
kraju mieszkała w Gliwicach i bez rezultatu starała się nawiązać współpracę z
pisemkami dla dzieci. Dopiero publikacja w „Czasie Kultury” to powtórny, i
niestety, pośmiertny(zmarła w grudniu 1981) debiut grodzieńskiej poetki, którą
czytywałem w „Płomyku”
Zawierucha żeby
szczerzy,
Wiatr zaprasza ją do
tańca,
Cicho!...Zmówcie trzy
pacierze
Na paciorkach z łez
różańca… ”
W celu wyjaśnienia:
przed mającym nastąpić powrotem do Polski Tata Michał Rudawiec został ponownie
aresztowany pod pretekstem psioczenia
na Stalina i władzę sowiecką, i osądzony
na 6 lat więzienia. Po odbyciu tej „słusznej i sprawiedliwej kary” wrócił do Polski, do Gliwic zmarł w 18 maja
1974 roku.
Fotografia zroboina bespośrednio po opuszczeniu Sowieckiego więzienia.