Translate

niedziela, 19 lutego 2012

LUPO-WILK-WOUK


Aktuala, vintra rakonto por infanoj, de Anna Rudawcowa skribita antaŭ Dua Mond Milito.



W O U K
Aŭtorino: Anna Rudawcowa
Esperantigis: Krystyna Grochocka

Tiu ĉi jare la vintro estis tre severa. Frostegoj komenciĝis de Kristnasko
kaj ŝajnas resti sen fino. Ĝi enblovis grandegajn tumulojn de neĝo, inter
kiuj tute kaŝiĝis pajlaj tegmentoj de vilaĝanaj domoj. Nokte lupoj alvenis
en vilaĝon preskaŭ ĝis la kabanoj, vekante loĝantojn per teruriga hurlo.
Kaj en sekvonta tago tiu kaj alia mastro ne povis trovi porkidon aŭ ŝafon.
Iun vesperon la sovaĝaj bestoj postkuris vilaĝestron revenantan per
sledo el urbeto.
Li apenaŭ kapablis fuĝi, ĵetinte en mezon de la bestaro flamantan faskon
de pajlo. Sed li ege timis!
Kaĉjo ankaŭ timas lupojn. Al lernejo en najbara vilaĝeto estas du
kilometroj, kaj oni devas iri per kampa vojo apud arbaro. Ne grava estas
tio, ke pala, vintra suneto brilas! Oni scias, ke malsata lupo en hela tago
povas ĵeti sin sur elektitan kaptaĵon! Kaj hodiaŭ, kiam li eliris en lernejon,
paĉjo diris, kvazaŭ ŝerce: "hladzi Kaziuk, kab ciebia pa darozie wouk nie
uchapiu! (Atentu, ke dumvoje lupo ne kaptu vin!).
Tial Kaĉjo vadas preskaŭ ĝis la zono, en neĝamaso kaj maltrankvile
ĉirkaŭrigardas. Varmege estas al li pro timo kaj peno, malgraŭ ke li havas
mizeran vestaĵon: flikitan kaftanon de patrino, kaj sur la piedoj –
grandegajn feltajn ŝuojn de patro, en kiuj li aspektas kiel kato en ŝuoj.
- Ankoraŭ iomete, jam mi estas proksimete! –li aldonas al si kuraĝon,
kiam li ekvidis la unuajn malproksimajn kabanojn. Sed kio estas tio? Trans
kampo, rekte al la knabo galopas iu granda hara estaĵo kun eltirita
lango.
Wouk! (Lupo!) – timigita knabeto kriegis per nepropra voĉo kaj provis
fuĝi. Sed li senmoviĝis en longa patrina kaftano kaj falis sur malvarman
neĝon. Post momento li ekaŭdis super sia kapo spiregon de terura lupo
kaj sentis ĝian varmegan spiron. – Nun ĝi manĝos min, li ekpensis kun
malespero kunpremante palpebrojn.
Sed la lupo eble ne havis malbonajn intencojn. Ĝi nur flaris la kuŝantan
knabon, kaj poste ĝoje ekhurletis kaj per vasta lango tuŝis lian blankan
pro timo vizaĝeton. – Kia straga lupo! – pensis Kaĉjo kaj sigarde
malfermis unun okulon. Ja tio estas Zagraj! - amata Zagraj! - li kriis
subite kaj staris sur teron. Jes, dubo ne estis. Luphundo Zagraj, la hundo
de sinjorino instruistino kaj ĝenerala favorato de ĉiuj lernejanoj, saltis
antaŭ la knabo kaj grimpis sur malantaŭaj piedoj.
- Zagraj amata, honesta hundego! - ĝojis Kaĉjo, premante al si kapon de
supozebla lupo.
Kaj Zagraj rigardis la knabon tiom saĝe, kvazaŭ komprenus ĉion kaj ĝoje
vostumis.



Opowiadanie dla dzeci 
WOUK

Zima była tego roku bardzo surowa. Mrozy trzymały siarczyste od samej wigilii i zdawały się trzymać bez końca. Śniegu nawiało olbrzymie kurhany, wśród których schowały się zupełnie słomiane strzechy chat. Nocą wilki przychodziły do wsi, prawie pod same chałupy, budząc mieszkańców przeraźliwym wyciem. A na drugi dzień ten i ów gospodarz nie mógł doliczyć się prosiaka lub owcy. Któregoś wieczora rozzuchwalone bestie goniły sołtysa powracającego saniami z miasteczka. Ledwo im zdołał uciec, rzucając w sam środek gromady płonącą wiązkę słomy. Ale strachu się najadł i to nie byle jakiego! Kaziuk też boi się wilków. Do szkoły w sąsiedniej wiosce jest dwa kilometry, a idzie się polna drogą tuż koło lasu. Co z tego, że skąpe zimowe słonko przyświeca! Wiadomo, głodny wilk potrafi i w biały dzień rzucić się na upatrzona zdobycz! A dziś jak na złość, gdy wychodził do szkoły, tatko powiedzieli, niby żartem: "hladzi Kaziuk, kab ciebia pa darozie wouk nie uchapiu! (Uważaj, żeby cię po drodze wilk nie złapał!).
To też brnie Kaziuk prawie po pas, śnieżną zaspą i rozgląda się niespokojnie dookoła. Gorąco mu ze strachu i wysiłku, choć przyodziewek ma na sobie marny: matusin kaftan połatany, a na nogach olbrzymie ojcowskie wojłoki, w których wygląda jak kot w butach.
- Jeszcze trochę już bliziutko! - dodaje sobie otuchy na widok pierwszych odległych chat. Ale co to? Przez pole na przełaj, prosto na chłopca pędzi jakieś wielkie kudłate stworzenie z wywalonym ozorem.
- Wouk! - wrzasnął nieswoim głosem przerażony chłopczyna i rzucił się do ucieczki. Ale zaplątał się w długich połach matusinego kaftana i runął jak długi na zimną pierzynę śniegu. Po chwili usłyszał nad swoją głową sapanie strasznego wilka i poczuł jego gorący oddech. - Już po mnie pomyślał z rozpaczą, zaciskając powieki.
Ale wilk widocznie nie miał złych zamiarów. Obwąchał tylko leżącego chłopca, a potem zaskamlał radośnie i szerokim ozorem przejechał po zbielałej ze strachu buzi. - Jakiś dziwny wilk! - pomyślał Kaziuk i ostrożnie otworzył jedno oko. - Ależ to Zagraj! Kochany Zagraj! - krzyknął nagle i zerwał się z ziemi. No tak, nie ulegało wątpliwości. Wilczur Zagraj, pies pani nauczycielki i ogólny ulubieniec całej szkoły, skakał przed chłopcem i wspinał się na tylne łapy.
- Zagraj kochane, poczciwe psisko! - cieszył się Kaziuk, tuląc do siebie łeb domniemanego "wouka".
A Zagraj patrzył na chłopca tak mądrze, jakby wszystko rozumiał i radośnie merdał ogonem.
                                     Anna Rudawcowa




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz