Z cyklu opowiadań
„Siberia stepalupo” - Sybirski wilk stepowy
Byliśmy normalną polską rodziną z rodowodem i
tradycjami patriotycznymi, tata nauczyciel, kierownik szkoły, mama nauczycielka pisarka, poetka i aktorka,
siostra Halinka gimnazjalistka lat 14, no i ja Bohdanek 5 lat. Miejsce
zamieszkania Grodno – Polska. Wszystko jeszcze było przed naszą młodą rodziną,
cele, zamiary, marzenia. Mnie rodzice przygotowywali świetlaną przyszłość.
Wybuch wojny i wkroczenie Armii Czerwonej do Polski i do Grodna zniweczył
całkowicie wszystkie ich plany. Rozpoczęły się represje, przesłuchania i
aresztowania a następnie zsyłki do
obozów w głąb Rosji i na Sybir.
Tata został aresztowany za patriotyzm i ratowanie polskich książek, które były przez
okupanta sowieckiego przeznaczone na spalenie. Za tą zbrodnię przeciwko
Związkowi Sowieckiemu skazano go na obóz pracy. Mamę, przyjaciele i znajomi
ostrzegali przed dalszymi represjami ze strony NKWD, co w stosunkowo krótkim
czasie sprawdziło się. Zaczęli nas odwiedzać tajniacy wyrażając chęć kupna
różnych naszych rzeczy jak: dywanu perskiego, lisa srebrnego, futer. Mama
jeszcze tego nie zrozumiała co nam grozi, ale był to już widoczny znak, że jesteśmy na liście do wywózki, ci ludzie
jednak już mieli tą świadomość. Pierwsze transporty z wygnańcami odeszły w
lutym 1940 r , a my za namową najbliższych
przyjaciół mieliśmy się przenieść na wieś i tam się ukryć. Ponieważ mama
po długich staraniach dostała zezwolenie od właz więzienia na podanie ojcu
paczki na dzień 14 kwietnia, nasza ucieczka musiała się o kilka dni opóźnić. Do
podania paczki nie doszło. To zezwolenie, to była przewrotność i obłuda
okupanta gdyż 13 kwietnia byliśmy już w pociągu wiozącym nas na Sybir! Przyszli w nocy, uzbrojeni, kolbami karabinów
walili w drzwi, mama nie otwierała naiwnie myśląc, że odejdą, że zrezygnują,
pomyślą że nikogo nie zastali. Otworzyła dopiero gdy przyszli z siekierą.
Weszli, trzymając przed sobą wycelowane
karabiny, obawiając się zasadzki. Dopiero jak zobaczyli bezbronną kobietę, a
obok niej 14 letnią dziewczynkę wróciła im pewność siebie, jeden z nich
powiedział: Nu Hrabianka sobierajsia (zbieraj się hrabianko),- „Z rozkazu Władz
Najwyższych Związku Sowieckiego jesteś skazana na zsyłkę na Sybir”- taki był
wyrok. Gdy przyszli po nas mama i Halinka jeszcze nie spały odmawiały modlitwę
„Pod Twoja Obronę”, mnie obudziło łomotanie do drzwi, siostra płakała, a ja
czułem, że dzieje się coś złego, aż w końcu i ja zrozumiałem, że wyrzucają nas
z domu. Do dziś mam przed oczami ten rozgardiasz spowodowany przeprowadzaną
rewizją w naszym domu, powywalane szafy, biblioteki rozkopana pościel. Od tego
tragicznego momentu wszystko pamiętam, chyba spowodował to wstrząs jakiego
doznałem po przebudzeniu się ze snu i wtargnięciu zbrojnych obcych ludzi, że pamięć moja
zaczęła funkcjonować w miarę normalnie. Mama nie płakała, dostojna i wyniosła
dla wroga, lecz wewnątrz całkowicie otępiała i roztrzęsiona nerwowo. Po
większej części bagaż podręczny, jaki
wolno nam było zabrać pakowany był przez Halinkę, jednak jeszcze jako dziecko,
pakowała przede wszystkim swoje ulubione książki i lalkę, a dla mnie parę gumowych
krasnoludków, czyli bardzo niepraktyczne jak na Sybir rzeczy. Żadnych
dokumentów nie pozwolili nam zabrać. W
porozrzucanych rzeczach i książkach na podłodze Halinka zobaczyła teczkę naszego dziadka z dokumentami,
rodowodem, historią rodziny, drzewem genealogicznym i innymi starymi
pergaminami z pieczęciami lakowymi i wstążkami . Gwałtowność z jaką teczkę
podniosła wzbudziła podejrzenie żołdaka, wyrwał jej z rąk i natychmiast ją skonfiskował. Pozostaliśmy
bez dokumentów, utraciliśmy swoją tożsamość, staliśmy się ludźmi znikąd.
Uzbrojonych 3-ch mężczyzn wyprowadzało z domu
kobietę z dwójką dzieci, padał deszcz, na dworzec towarowy w Grodnie wieźli nas
przez miasto otwartą ciężarówką. Było mi zimno i mokro z opowiadań mamy i
siostry wiem, że czułem się bardzo skrzywdzony. Gdy dotarliśmy na dworzec inni nieszczęśnicy
już tam byli, pakowano nas do wagonów bydlęcych jak groźnych przestępców. Jedna
prycza dla 3-ch osób. Kobiety, mężczyźni i dzieci w różnym wieku, kilkanaście
rodzin w jednym wagonie. Zesłańców żegnał tłum krewnych, znajomych i
przyjaciół, ale kordon uzbrojonych żołnierzy nie dopuszczał nikogo w pobliże
naszych wagonów. Pamiętam dobrze te okrzyki pożegnań i płacz kobiet, ogólny rwetes
przekrzykujących się wzajemnie ludzi. Przekazywano sobie ostatnie polecenia i
wskazówki, a potem zgrzyt zasuwanych
drzwi i dźwięk ryglowanych sztab, który towarzyszył nam już do końca tej naszej dwutygodniowej „podróży”. Pociąg ruszył wraz
z pieśnią „Boże coś Polskę” i dopiero teraz mama się rozpłakała. Za nami
pozostał został spokojny, ciepły, zaciszny dom rodzinny, a przed nami daleki,
zimny, obcy Sybir.
WERDIKTO
Ni estis normala pola familio kun patriotaj
genalogio kaj tradicio.
La patro estis instruisto, lernejestro,la
patrino – instruistino,poetino kaj aktorino,la fratino Halinjo 14- jaraĝa,
gimnazianino, nu kaj mi Bohĉjo 5-jaraĝa.
La loĝloko Grodno,Pollando. Ankoraŭ ĉio estis
antaŭ nia juna familio - la celoj, intencoj, revoj. Por mi la gepatroj estis
preparantaj fierindan estontecon.
La militeksplodo kaj trudeniro de la Ruĝa Armeo
en Pollando kaj al. Grodno plenne vanigis ciujn iliajn planojn. Komensiĝis la
reprezalioj, priauskultadoj kaj arestoj, kaj sekve ekzilado al gulagoj en la
profundon de Sovetunio kaj al Siberio.
La paĉjo estis arestita pro patriotismo kaj
sovado de polaj libroj, kiuj de la sovetunia okupacianto estis destinitaj al
bruligo. Pro tiu ĉi krimo kontraŭ Sovetunio li estis punita je labortendaro. La
panjon amikoj kaj konatoj avertis pri piaj reprezalioj flanke de NKWD, kiu
baldaŭ verkonformiĝis. Komensis nin viziti kaŝfunkciuloj esprimante la deziron
aĉeti diversajn hejmajn objektojn, kiel la person tepiŝon la arĝenharan
vulpokolumon, peltojn.La panjo ankoraŭ ne komprenis, kio nin endanĝerigas, sed
tio estis jam videbla signo, ke ni troviĝas sur la listo de ekzilitoj, tamen
tiuj uloj jam tion ekscisis. La unuaj transportoj kun ekzilitoj startis en februaro1940,
kaj mi instigite de geamikoj intencis translokiĝi en la kamparon kaj tie nin
kaŝi. Ĉar panjo post longa penado ricevis de prizonaŭautoritatoj la permeson
transdoni al la paĉjo pakaĵon la 14-an de aprilo nia fuĝo devis je kelkaj tagoj
prokrastiĝi. Ĝi na okazis. La menciita permeso reliefigas la perversecon kaj
hipokritecon de la okupacianto, ĉar la 13-de aprilo ni jam estis en trajno
veturiganta nin al Siberio.
Ili venis nokte, amitaj, per kolboj
brufrapegante la pordon. La panjo ne malfermadis naïve pensante, ke ili
foriros, ke ili rezignos pensante, ke neniu estas endome. Ŝi malfermis nur kiam
ili venis kun hakilo. Ili trudeniris kun karabeloj tenantaj antaŭ si timante
insidon. Nur kiam ili ekvidos senpovan virinon kaj apud ŝi 14-jaran knabinon ilia
aplombo reaperis, uno el ili diris ironie: Nu hrabianka sabirajsia (pretigu
grafino) – “Laŭ la ordo de la Plej Superaj Aŭtoritatoj de Sovetunio vi estas
kondamnita je ekzilo al Siberio”- tia estis verdikto. Kiam ili venis
preni nin la panjo kaj Halinka nkoraŭ ne dormis preĝante „Sub Vian Protekton”.
Min vekis la brufrapado kontraŭ la pordon, la fratino ploro kaj mi sentis , ke
okazas io malbona. Finfine ankaŭ mi komprenis, ke ni estas forpelataj el la
hejno. Ĝis hodiaŭ antaŭ miaj okoloj bildiĝas malordo kaŭzita de la revizio en
la hejmo malorde malplanigitaj ŝrankoj, librobretaroj, ĉifonitaj littolaĵoj.
Ekde tiu momento mi memoras ĉion. Verŝajne kaŭzis tion vekiĝon kaj invado de
amitaj fremdaj homoj en la hejman intimejon, ĉar mia memoro komencis funkcji iom
normale. La panjo ne ploris,
digne kaj fiere rilatante al la malamiko, sed interne plene ŝokita kaj nerve
elĉerpita.
Nia manbagaĝo, kiun ni rajtis kunpreni en
plimulto estis pakita de Halinjo, sed ankoraŭ kiel infano ŝi unuavice prenis
siajn ŝatatajn librojn kaj pupojn kaj por mi kelkajn kaŭĉukajn koboldojn, kio
konsiderante la ekzilokon Siberio, estis plenne nepraktika. Neniujn dokumentojn
oni permesis al ni preni. Inter la disĵetitaj surplanke objektoj kaj libroj
Halinjo rimarkis tekon de nia avo kun dokumentoj, genealogio familihistorio,
genealogia arbo kaj aliaj malnovajn pergamenoj kun lakstampilojn kaj rubandoj.
La hasto kun kiu ŝi levis la tekon elvokis suspekton de soldataĉon, kiu
forŝiris ĝin el ŝiaj manoj kaj tuj konfiskis.
Ni restis sen dokumentoj, ni perdis nian
identecon, ni fariĝis hemoj de nenie.
Tri armitaj viroj elkondukis el la domo virinon
kun du infanoj.Pluvis al la vara stacidomo en Grodno oni veturigis nin tra la
urbo en sentagmenta kamiono.
Mi sentis malvarmon kaj humidecon. El la rakontoj
de la panjo kaj fratino mi scias, ke mi sentis min tre malfeliĉa, maljuste
traktita. Kiam ni atingis la stacidomon aliaj povruloj jam tie estis. Oni pakis
nin en brutvagonarojn kvazaŭ danĝerajn krimulojn. Unu kuŝloko servis al tri
personoj.Virinoj, viroj kaj diversaĝaj infanoj, dek kelkaj familioj en unu
vagono.
La ekzilitojn akompanis homamaso de kuzoj,
konatoj kaj amikoj, sed la vico de amitaj soldatoj allasis neniun en la
proksimecon de niaj vagonoj. Mi bone memoras tiujn adiaŭokriojn kaj plorojn de
virinoj, la ĝeneralan superbruon de la laŭtkriantaj homoj. Oni estis perantaj
la lastajn petojn, rekomendojn, konsilojn. Kaj poste aŭdiĝis la grinco de la
kuntirataj pordoklapoj kaj la sono de riglataj stangoj, kiu akompanis nun jam
ĝis la fino de tiu nia dusemajna „vojaĝo”. La trajno ekrulis akompane de kanto-
Dio, kiu Pollandon… kaj nur tiam la panjo ekploris. Malantaŭ ni restis
trankvila, varma,intimetoza hejmo, antaŭ ni etendiĝis fora, malvarma, fremda
Siberio.
Rakonto de Bohdan
Rudawiec belege tradukita per Barbara
Pietrzak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz